piątek, 9 czerwca 2017

Mazurskie legendy - warsztaty biblioteczne

Piątkowy pobyt w Bibliotece Miejskiej wzbudził w nas wiele emocji i wspomnień. Odbyliśmy tam zajęcia połączone z warsztatami. Pokazana prezentacja multimedialna  " Szczytno dawniej i dziś" przeniosła nas w miejsca dobrze nam znane. Jeszcze raz, z przewodnikami Szczytna w dłoniach, mogliśmy odbyć podróż po naszym mieście, śledzić umiejscowienie nowych Pofajdoków. Z ogromnym zainteresowaniem wysłuchaliśmy też legendy o mazurskich kłobukach, których postacie mogliśmy obejrzeć, dotknąć i sfotografować. Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji ;)






















Wykorzystując blog Pani K. Enerlich "Prowincja pełna marzeń" i stronę internetową "Słowiański Bestiariusz"  przedstawiamy bogate informacje  o mazurskich kłobukach:


Demony pomnażające dobytek były pożądane przez ludzi, jednym z takich demonów jest właśnie kłobuk, kołbuk, kobold lub chobold, najbardziej rozpoznawalny na terenach warmińsko-mazurskich. Trudno jest stwierdzić do jakiej grupy sklasyfikować kłobuka, często określany jest jako demon dobry, ponieważ dbał o dostatek w domu właściciela i pomnaża jego majątek. Z drugiej strony jednak pomnażanie majątku polegało na okradaniu sąsiednich domostw, co mogło gospodarzowi przysporzyć sporo problemów i było godne potępienia. Prócz takich zdolności kłobuk potrafił odnaleźć i przyprowadzić do domu domownika który stracił drogę. Kłobuk najczęściej przybierał formę czarnego kota, koguta lub zmokłej kury, czarne koguty były symbolem zła.

kłobuk
Źródło: Bestiariusz Słowiański


Zdobyć kłobuka można było na kilka sposobów, najdramatyczniejszą metodą było zakopanie płodu lub dziecka które urodziło się martwe pod progiem domu i odczekanie 7 dni (miesięcy lub lat). Po tym czasie nasz „wyhodowany” kłobuk powinien domagać się chrztu aby mógł odejść w spokoju, jeśli mu odmówimy stanie się demonem domowym na naszych usługach. Kolejną mniej drastyczną metodą jest udobruchanie jedzeniem i przygarnięcie zmokłego po deszczu kurczaka który mógł okazać się kłobukiem. Jeśli kłobuk został wypędzony z domu, wszystkie dary które przyniósł gospodarzowi zamieniały się w łajno.

czarny kogut kłobuk
Czarny kogut


Wśród wielu legend o kłobuku zachowały się też podania:
„Pewien kmiotek, wyszedłszy raz w pole, znalazł zmokłe i drżące od zimna kurczę. Zdjęty litością wieśniak zabrał je do domu i posadził na piecu, aby się ogrzało. Kurczę owo po krótkim czasie zaczęło znosić żyto i pszenicę. Zmiarkował chłopek, co się tu święci, spostrzegłszy owe kupki naznoszonego zboża. Nic nie mówiąc, schwycił owo kurczę, które było skrzatkiem, tęgo wytłukł i wyrzucił za drzwi. Dopiero o trzy staje coś zarechotało, a zboże owo naniesione znikło” („W. Ks. Poznańskie”, 27).
„To biło przed to wojno, to jeden to sie wżenił, a jego ojciec to nioł tego ptoszka — kołbuka, to mu się góra od zboża na przednówku załamywała, psieniądze nioł i kunie dobre, bo mu ten kołbuk znosił. A potem ten ojciec umerł i zostawił dwóch sinów. I ten sin Jan poszedł na górę i siedziała tam tako kokoszka, grzebała w zbożu, to łon wziął gałęzi i to kokoszke zbziuł i wignał. A ten jego brat młodszy, co bił osiem roków stary, to na wziosce poziedywał, co brat kokoszke zbziuł i wignał. I teraz ta kokoszka nie przichodzi i nie nosi, konie zdichają i krowi nie mogo wstać, a to kokoszka resztę zboża wynosi. A ojczulek to w beczce psiorów nakładł i jajecznicy napiekł i zaniósł tej ko- koszce, to niał szistko. To ten modszi August, to jak bił dorosły i sie wżenił do Ulnowa, to postarał się o tę kokoszke. I gospodarka mu szła bardzo dobrze. I dość raz i biło zidać w noci o dwunastej godzinie, że taki szum i ogień, skri takie wpadali przez komin do tego gospodarza. Jednego razu to ja wzidział i mówie mu, że sadze się zapaliły, a mój sąsiad mózi, co nie, tilko kołbuk prziszedł do niego” (A. Szyfer, s. 105).
Źródło: Leonard J. Pełka „Polska demonologia ludowa"

Kłobuk na Mazurach

21SIE
Bogactwo i bieda. Dostatek i głód. To wszystko potrafił dać ludziom na pewien demon, w którego istnienie wierzył niemal każdy.
Pierwsza nazwa to kobold. Była też cobold i chobold. Chodzi o tego samego kłobuka. Wyobrażałam sobie czasem tych, którzy mieszkali tu przed wojną, jak ogarnięci ciekawością świata wszystko, co ważne, tłumaczyli sobie działaniem tajemnych sił. Jak daleko odeszliśmy od tych czarownych argumentów, chełpiąc się, że niemal wszystko wiemy o świecie, a jednak wciąż nie potrafimy wyzwolić się spod wpływu Księżyca. Nie jesteśmy i nie będziemy panami tego świata. Ta myśl doprawdy dodaje mi odwagi w odkrywaniu tajemnic wszechświata. Gdyby bowiem rządził się tylko ludzkimi prawami, już dawno ległby w gruzach.
Na naszych prowincjach na wiele lat przed wojną działy się rzeczy tajemne. Słyszałam o tym w wielu opowieściach, czytałam w książkach. Im bardziej świadomie wtapiałam się w ten świat, tym bardziej on mnie przenikał. Początkowo byłam niby amazonka na koniu, wyruszająca na spotkanie z Księżycem, czyli moją prowincją pełną czarów. Stopniowo stapiałam się z koniem i z księżycem, stając się kobietą – centaurem z księżycową aureolą na głowie. Taka wizja towarzyszyła mi czasem, gdy zgłębiałam książki o tajemnych mocach, które rządziły dawnym światem.
Podobno wielu widziało kłobuka. W Olsztynku przybrał on kiedyś postać ptaka, za którym ciągnęła się ognista smuga. Jeśli smuga przeleci nad człowiekiem, który nie zdąży się schować pod swój dach, to niechybnie oblezą go wszy i inne robactwo. Kłobuk musiał być dobrze i suto karmiony. Najlepiej jajecznicą i skwarkami. Musiał mieć miękkie łóżko, na którym wysypiał się do woli. To był zadziwiający demon. Ktoś w rodzaju krasnoludka ale w ptasim wydaniu.  Podobno raz wystąpił pod inną, niż ptasia, postacią. Działo się to w Jerutkach koło Szczytna. Ludzie podobno mówili, że w ich wsi pojawiła się… małpa. Szybko jednak poznali, że to kłobuk po sypiących się iskrach wokół. Zupełnie inną postać przybrał również w chacie pod Działdowem. Tam był kotem. Tajemniczym, chodzącym tylko swoimi drogami, a jednak pozwalającym się dopieszczać. Pozwalam swojej wyobraźni biec w tym kierunku… Być może mój rudy kot był takim moim kłobukiem przynoszącym radość i dostatek? Odkąd bowiem był w moim domu, działy się wokół mnie rzeczy dobre. Myślę, że zaczarowaność świata nie traci na wartości wraz z upływem czasu. W naszej cywilizacji jest również miejsce na wyobraźnię i inny, niedostrzegany przez wielu wymiar.
W Wielbarku kłobuk był kurą. Najpierw bezdomną, przygarniętą przez pewną kobietę. Udzieliła kurze dachu nad głową i nakarmiła, nie wiedząc, że ma do czynienia z mazurskim demonem. Za dobroć kura – kłobuk odwdzięczyła się… kupą zboża, jaką pozostawiła po sobie. Szybko rozniosło się po wsi, że bezdomna kura przynosi szczęście tym, którzy o nią zadbają. Ludzie zapraszali ją pod swój dach, karmili a ona znosiła im zboże zamiast jajek.
W Niborku kłobuk był sową. Podobnie jak wielbarska, również niborska gospodyni przygarnęła sowę, nie wiedząc, że w jej postać wcielił się mazurski demon. Szybko jednak przekonała się, że im więcej dba o sowę, tym ona bardziej odwdzięcza się dostatkiem i mirem domowym. Gospodyni wiodła więc szczęśliwe życie, nie przejmując się ani wydatkami, ani głodem. Gdy umarła, sowa wyleciała kominem i pofrunęła do kuzyna swojej gospodyni. Nie pozostawiła jednak męża zmarłej w biedzie. Szybko odkrył w komorze kilka tysięcy talarów i wszelkie kosztowności, których wcześniej u żony nie widział. W taki oto sposób kłobuk zrewanżował się za okazaną dobroć i pofrunął, sprzyjać najbliższej rodzinie swojej opiekunki.
Ludzie wiedzieli, że o kłobuka należy dbać. Ktokolwiek tego zaniechał, zostawał osamotniony przez kłobuka i zaraz potem ubożał… Niektórzy opędzali się od niego. Szybko zauważyli, że działa na niego odstraszająco znak krzyża. Jeśli w komorze wisiał krzyż, kłobuk tam nie wchodził. Nieoczyszczone na klepisku zboże musiało mieć na sobie znak krzyża, inaczej kłobuk zabrałby wszystko. W tym właśnie przypadku kłobuk był demonem bezpieczniejszym niż zwykły diabeł albo… czarownica. Przed tymi i znak krzyża nie ochronił. 
źrodło: tu  i tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz